W czasie wiosennego i jesiennego lockdownu mobilność Polaków zmalała odpowiednio o 55 proc. i 34 proc. – wynika z danych naukowców z uniwersytetu w Waszyngtonie przytaczanych w raporcie stowarzyszenia Mobilne Miasto. Był to trudny rok m.in. dla operatorów rowerów współdzielonych i skuterów na minuty. Mimo początkowych trudności i niepewności elektryczne hulajnogi nie odnotowały jednak spadku zainteresowania. Wręcz przeciwnie, rynek w 2020 roku mocno się rozbudował.
– Miniony rok był bardzo specyficzny dla wszystkich operatorów szeroko rozumianej mikromobilności, zarówno hulajnóg elektrycznych, jak i rowerów współdzielonych. Szczególnie na początku roku nie było do końca wiadomo, czy można korzystać z takich pojazdów. Podczas pierwszej fali pandemii koronawirusa wprowadzono sporo restrykcji, w wyniku których zarówno w Europie, jak i w Polsce liczba przejazdów mocno spadła. Bardzo szybko zauważyliśmy jednak odwracanie się tego trendu – mówi agencji Newseria Biznes Borys Pawliczak, dyrektor generalny firmy Dott.
Jak wskazują dane z Institute for Health Metrics and Evaluation na Uniwersytecie Waszyngtońskim (na podstawie informacji o przemieszczaniu się telefonów komórkowych), mobilność Polaków w połowie kwietnia była o 55 proc. mniejsza niż zwykle w tym okresie. Do normalnych poziomów powróciła na chwilę w połowie września, by ponownie spaść o 34 proc. w połowie listopada. Podobne spadki odnotowano także na początku stycznia. Jak podkreślają eksperci stowarzyszenia Mobilne Miasto, to miało przełożenie na korzystanie ze współdzielonych pojazdów („Stress test zaliczony. Mikromobilność w Polsce 2020”).
W czasie pierwszego lockdownu rząd na sześć tygodni zakazał korzystania z rowerów współdzielonych, co przyczyniło się do spadków wszystkich wskaźników dotyczących tego rynku – zarówno liczby operatorów, systemów wypożyczeń, jak i samych rowerów. W drugim kwartale, kiedy sezon rowerowy startuje, zwykle w użyciu jest ok. 30 tys. pojazdów. Do końca ubiegłorocznego sezonu udało się odbudować 2/3 szczytowego potencjału (niecałe 20 tys. rowerów).
Z e-hulajnogami sytuacja na początku wyglądała podobnie, bo w drugim kwartale część firm zawiesiła swoją działalność, ale wraz z luzowaniem obostrzeń rynek zanotował znaczące odbicie. Użytkownicy chętniej korzystali z hulajnóg, unikając przejazdów transportem publicznym.
– Podczas gdy liczba wypożyczeń rowerów spada, to w przypadku hulajnóg elektrycznych rośnie z miesiąca na miesiąc. Czy hulajnogi zastąpią kiedyś rowery? Nie wydaje mi się, bo to są zupełnie inne sposoby przemieszczania się po mieście, pełniące inną funkcję. Dużo osób korzysta z hulajnóg elektrycznych, by szybko załatwić jakąś sprawę w pobliżu domu czy pracy, a na co dzień na dłuższych trasach korzysta z rowerów – mówi Borys Pawliczak.
Stowarzyszenie Mobilne Miasto szacuje, że liczba dostępnych pojazdów wzrosła o 100 proc. w ciągu roku, do prawie 20 tys. w szczycie sezonu. Są one już dostępne w 39 miastach i miejscowościach (na koniec 2019 roku było ich dziewięć). Potwierdzają to również dobre wyniki działalności operatora Dott, który wszedł na polski rynek w środku pandemii, czyli w maju 2020 roku.
– Zauważaliśmy we Francji oraz Włoszech, że ludzie w czasie pandemii zaczynają trochę zmieniać swoje przyzwyczajenia i sposób poruszania się po mieście. Już nie były to centra miast, ale bardziej dzielnice, w których mieszkają. Nie korzystają z hulajnóg po to, żeby dostać się do innego środka komunikacji, ale raczej do sklepu bądź też załatwić najpotrzebniejsze rzeczy w okolicy. Dlatego też trochę wbrew pierwszym założeniom postanowiliśmy uruchomić nasze hulajnogi elektryczne, skupiając się na dzielnicach mieszkalnych – mówi dyrektor generalny Dotta.
Hulajnogi firmy stanęły m.in. na warszawskiej Białołęce, czyli w dzielnicy uważanej za sypialnię stolicy.
– Od razu zauważyliśmy ogromne zainteresowanie mieszkańców. Spośród dzielnic, gdzie działamy, jest to obszar, którego mieszkańcy wykonują najwięcej przejazdów. Na początku trochę nas to zdziwiło, natomiast potem tylko potwierdziło ten trend, że ludzie potrzebują bezpiecznego środka transportu koło miejsca zamieszkania, by móc wykonać podstawowe potrzeby transportowe w obrębie swojego najbliższego środowiska – mówi Borys Pawliczak.
Jak podkreśla, hulajnogi pojawiają się także w coraz mniejszych miastach, nawet ok. 10–15 tys. mieszkańców, bo zapotrzebowanie na takie usługi również tam rośnie.
– Pandemia koronawirusa okazała się szansą dla mikromobilności. Usługi te rozwijają się w szalonym tempie, z roku na rok przybywa pojazdów, ale również ich typów. Wszystko wskazuje na to, że ten sposób przemieszczania się po mieście zostanie z nami na dłużej – mówi ekspert. – Tym bardziej że mikromobilność pozytywnie wpływa na nasze środowisko naturalne i jest bardzo dobrą alternatywą, szczególnie na krótkich trasach, dla samochodów osobowych.
Źródło: Newseria.pl